Marcin Gortat to równy gość!

kosz

Przedostatni weekend sierpnia był dla nas wyjątkowo pracowity. Zrobiliśmy program na międzynarodowy turniej koszykarski, który odbył się w Lublinie, film ze streetballa, znaleźliśmy też czas, aby porozmawiać z Marcinem Gortatem. Center Phoenix Suns opowiedział nam o atmosferze w reprezentacji, za co wszyscy lubią trenera Bauermanna i dlaczego Przemek Karnowski musi biegać do sklepu po bułki.

 

Na EuroBasket jedziecie z wielkimi nadziejami, bo obecna kadra jest najsilniejszą reprezentacją od lat…
Oczekiwania są ogromne, a balonik jest mocno napompowany. Mam nadzieję, że nie odbije się to na nas i nie wróci jak bumerang. Jeśli przestaniemy czytać prasę, odetniemy się od tej całej otoczki, powinno to mieć na nas dobry wpływ. Do EuroBasketu zostało niedużo czasu, a z każdym wygranym meczem rośnie nadzieja. Musimy sobie z tym jakoś radzić.

Podkreślał Pan kilkakrotnie, że Pan i Maciek Lampe tworzycie najsilniejszy europejski duet podkoszowych…
Nie da się tego ukryć, ale czy to oznacza, że mamy wygrać EuroBasket? Nie. Możemy mieć dwóch najlepszych ludzi pod koszem, ale zwycięża drużyna.

Obok Pana i Macieja Lampe, największą siłą kadry jest chyba trener Dirk Bauermann?
Zgadza się. Dirk to bardzo inteligentny i doświadczony szkoleniowiec, preferujący nieco amerykański styl. Jest wielkim liderem na ławce, potrafi świetnie wszystko wytłumaczyć, odpowiednio nastawić graczy, uspokoić ich. Chyba każdemu gra się przy nim bardzo dobrze. Odpowiednio dobiera zagrywki pod konkretnych zawodników. Dodam jeszcze, że poza tym, że mamy bardzo dobrego selekcjonera, niczego nam nie brakuje pod względem organizacyjnym. Jeśli coś pójdzie nie tak na mistrzostwach Europy, będziemy mogli winić tylko siebie. PZKosz spisuje się na medal. Masażyści zasuwają do 3 nad ranem, kierownik spełnia dosłownie wszystkie zachcianki. Jak widzimy tak pracujących ludzi, to aż nam się chce dawać z siebie 110%.

Podobno najbiedniejszy w kadrze jest Przemek Karnowski, który musi biegać do sklepu po bułki?
(śmiech) Pewnie! I dopóki ja będę grał w kadrze, to będzie po te bułki latał. Po treningu natomiast mi buty myje, jak chcecie możecie podejść i zrobić zdjęcie. A tak poważnie: Przemek jest młody, przed nim wielka kariera. Jeśli nie będzie sobie brał do serca takich żartów, to dobrze na tym wyjdzie. To go wzmocni, przejdzie ten etap i stanie się lepszy. To jest fantastyczny gość, uwielbiam go i zawsze będę mu pomagał.

00070_Migawka

Przejdźmy na chwilę do EuroBasketu. Zaczynacie turniej meczami z Gruzją i Czechami. Zważywszy na fakt, że potem czekają na Was trudniejsi rywale, to są to mecze, które musicie wygrać?
Ja nawet nie wiem, jaki jest terminarz ani kiedy odlatujemy do Słowenii. Wiem tylko, że będę jadł dzisiaj wieczorem kolację. A wygrywać trzeba z każdym.

Mówił Pan, że Dirk Bauermann to świetny szkoleniowiec, ale potrafi też, jak widać, stworzyć doskonałą atmosferę. Humory Wam dopisują…
Tak, dopisują. Zwłaszcza, jak każe nam biegać od końcowej do końcowej. Na pierwszym treningu w Lublinie tak nas pogonił, że nawet stojący przy linii bocznej prezes LZKosz Marek Lembrych się spocił (śmiech). Tak jednak trzeba. Choć czasem nie chce mi się tego robić, to akceptuję to. Popieram trenera. Wszyscy muszą ciężko pracować i nikt na nikogo nie może się obrażać. Po treningu możemy być kolegami, ale podczas niego musimy ostro pracować.

Wspominał Pan w jednym z wywiadów, że gdyby miał Pan porównywać Bauermanna do poprzedniego selekcjonera Alesa Pipana, musiałby Pan użyć nieparlamentarnych słów. O co dokładnie chodziło?
O to, że musiałbym użyć nieparlamentarnych słów (śmiech). Nie ma co tego roztrząsać, nie chcę, żeby cokolwiek doszło do Pipana i żeby ten się na mnie obraził. Między obydwoma trenerami jest różnica klas i nie da się tego ukryć . Zresztą, wyniki to dobrze pokazują. Ja jednak zawdzięczam Pipanowi bardzo dużo. Rozwinąłem się dzieki niemu, on dał mi 100% swobody w kadrze i dzięki temu stałem się lepszym koszykarzem i liderem.

Gdy był Pan pierwszy raz w Lublinie, był Pan zachwycony „starówką”, podkreślając też urodę całego miasta. Chyba lubi Pan do nas wracać?
Lublin jest moim drugim domem. Nie było mnie tutaj w tym roku na kolejnym kampie, ale nic się z tego powodu nie stało. Lublin musi trochę odpocząć od Marcina Gortata, wrócę tu za rok. Marek Lembrych zawsze przygotowuje mi fantastyczne niespodzianki i z niecierpliwością czekam na kolejną wizytę.

Mieliśmy dobre lata siatkówki, piłki ręcznej. Czy teraz nadszedł czas na koszykówkę?
Chciałbym, aby tak było, ale nie chcę też pompować balonika. Mamy fajne pokolenie koszykarzy i możemy osiągnąć coś wielkiego. Jest trener z najwyższej półki i przy takiej mieszance wypadałoby zrobić dobry wynik. Nie ekscytujmy się jednak, aby potem nie było wielkiego zawodu.